Parafia Ewangelicko-Augsburska Apostołów Piotra i Pawła 

Jadwiga Korusiewicz - nestorka naszej parafii

Red.TE: W każdym wydaniu Tyskiego Ewangelika przeprowadzamy wywiad z jednym z członków Naszej Parafii. Były to rozmowy z pracownikami i działaczami, którzy mają istotny wkład w parafialne życie naszego kościoła. Pani także zalicza się do tego grona, gdyż przez wiele lat, poświęcała pani swój wolny czas naszej, tyskiej parafii. Czy mogę zadać parę pytań, by przybliżyć pani sylwetkę parafianom?

Pani Jadwiga: Proszę bardzo. Bardzo chętnie.

Red.TE: Proszę opowiedzieć coś o początkach. Skąd pani pochodzi. W jakiej parafii się pani urodziła, gdzie chodziła na lekcje religii i gdzie była konfirmowana? Jak to się stało, że zamieszkała pani w Tychach.

Pani Jadwiga: Urodziłam się w Bydgoszczy. Miałam wspaniałych rodziców i siostrę. Do czasów wojny mieszkałam w Bydgoszczy, a moimi opiekunami religijnymi byli: ksiądz Waldemar Preis senior i ksiądz Ryszard Trenkler. Na lekcjach religii uczyliśmy się historii kościoła, wersetów biblijnych na pamięć, pieśni i tak jak tutaj, w Tychach, przygotowywaliśmy występy z okazji różnych uroczystości. Wybuch wojny zmusił nas do wyjazdu z Bydgoszczy do Lublina, do rodzinnego majątku. Pradziadkowie byli właścicielami młynów(Henryk i Adolf Krausse), które w 1946 zostały wywłaszczone. Obecnie znajduje się tam firma „ Lubella”, która produkuje makarony.

1943 roku po aresztowaniu ojca i śmierci siostry musiałam z matkę się ukrywać. Zamieszkałyśmy u pastorostwa  Missolów w Radomiu, którzy ryzykowali życiem, gdyż byłyśmy poszukiwane przez Gestapo. Tam byłam konfirmowana. Ciekawostką jest, że do konfirmacji przystępowałam z obecnie już emerytowanym biskupem kościoła ewangelicko-reformowanego Zdzisławem Trandą. Tam też, w Radomiu, dowiedziałyśmy się, że ojciec mój zginął, rozstrzelany w egzekucji 30 osób. Razem z mamą musiałyśmy się tułać po różnych miejscach, w końcu zamieszkałyśmy w Warszawie. Spotkałyśmy tam wiele serdecznych przyjaciół z przedwojennej Bydgoszczy. Przez pierwsze 10 dni aktywnie brałyśmy udział w Powstaniu Warszawskim. Mama, w służbie zdrowia, ja, jako łącznik. Stenografowałam wiadomości. Później Niemcy wyprowadzili nas z domu do Pruszkowa. Po zakończeniu wojny wróciłyśmy do Lublina. W naszym domu stacjonowało wojsko sowieckie. W 1945 roku wyszłam za mąż za przedwojennego podporucznika, sapera. W latach 1946, 1947 i 1950 powiększała się moja rodzina. Kolejno rodziły się córka Wanda, synowie Andrzej i Stefan. Mąż mój pochodził z Siewierza. Zamieszkaliśmy tam, ale staraliśmy się o mieszkanie na Śląsku, gdyż mąż pracował w Zjednoczeniu Robót Inżynieryjnych w Katowicach. I, o dziwo, dostaliśmy je w 1955 roku w Tychach, na osiedlu „B”. W 1959 roku urodziło się czwarte dziecko, syn – Wojtuś. W 1971 roku w wieku 54 lat zmarł na zawał mój mąż. Zostałam sama, musiałam dalej żyć i dawać sobie radę.

Red.TE: Teraz jest już pani na zasłużonej emeryturze, ale proszę opowiedzieć nam, czym się pani zajmowała zawodowo, gdzie pracowała?

Pani Jadwiga: Początkowo zajmowałam się domem i wychowaniem dzieci, a mąż  pracą zawodową. Od 1967 roku zaczęłam pracę w „Ruchu”. Pracowałam tam do emerytury.

Red.TE: Każdy z nas ma jakieś swoje ulubione zajęcia, hobby. Czy chciałaby pani o nich powiedzieć.

Pani Jadwiga: Lubię rozwiązywać krzyżówki, pograć sobie w karty - w „Rymika”, a w moim wieku, można się już do tego przyznać, lubię sobie trochę poleniuchować.

Red.TE: Jak już wcześniej mówiłam, była pani bardzo aktywną parafianką. Proszę opowiedzieć o swojej działalności w naszej tyskiej parafii.

Pani Jadwiga: Brakowało mi w Tychach kościoła ewangelickiego, więc bardzo mocno zaangażowałam się w jego powstawanie. Najpierw z ks. Janem Grossem szukaliśmy terenu, potem, gdy otrzymaliśmy już plac pod budowę, zaczęła się wreszcie praca. Najpierw stawianie kaplicy, potem już budowa kościoła. Nieraz chwytałam za taczkę, przenosiłam cegły , ale głównie dbałam o żołądki parafian , którzy pracowali przy budowie. Codziennie starałam się ugotować coś gorącego, aby posilić pracujących. Były to czasy przydziałów na kartki, miałam jednak te możliwości, aby zdobyć je i móc wykupić mięso, aby gotować. Gdy wyjeżdżaliśmy na wycieczki, też przygotowywałam posiłek w wielkim, 25 litrowym termosie. Zatrzymywaliśmy się w lesie, a ja serwowałam wszystkim gorący posiłek. Przez wiele lat prowadziłam kancelarię prafialną w Tychach. Za całokształt mojej pracy w kościele otrzymałam w 2007 roku  „Różę Lutra- Nagrodę Diecezji Katowickiej.

Red.TE: Czy zechciałaby pani opowiedzieć nam jakieś wydarzenie z okresu tworzenia się parafii i budowania kościoła w Tychach, które szczególnie utkwiło pani w pamięci.

Pani Jadwiga: Tak. Pożar!!! Rozpoczął się on od śmietnika, najgorsze jednak było to, że palił się blisko zgromadzonego drewna na budowę kościoła. Gdy otrzymałam telefon z informacją o pożarze, szybko nalałam wody do wiaderka i co sił w nogach pobiegłam z domu na parafię. Tam, od strony szkoły straż pożarna usiłowała ugasić już ogień. Szybko otwarłam bramę i wpuściłam drugi wóz strażacki. Nie omieszkałam oczywiście wylać jeszcze tych kilku kropel wody, które zostały w wiaderku. Można powiedzieć, że to w końcu ja ugasiłam pożar

Red.TE: Mimo iż zdrowie nie zawsze pani dopisuje, prawie, co niedzielę widzę panią w kościele. Proszę powiedzieć nam, czym jest dla pani możliwość uczestniczenia w społeczności wiernych i uczęszczanie do naszego tyskiego kościoła.

Pani Jadwiga: Możliwość uczestniczenia w nabożeństwie jest moją potrzebą, prawdziwym świętem. Tam mi jest dobrze. Gdy jestem chora i nie mogę iść do kościoła, czuję lukę, czegoś mi brakuje. Taka niedziela to nie święto, mimo, iż wysłuchuję w Radiu Katowice rozmyślania o  godzinie 7.10.

Red.TE: A teraz standardowe pytanie, które zadaję wszystkim. Czego życzyłaby pani Naszej Parafii?

Pani Jadwiga: Życzyłabym domu parafialnego z mieszkaniem i salkami dla działalności parafialnej. Szkółki niedzielnej z podziałem na grupy wiekowej. Więcej zorganizowanych wycieczek.

Red.TE: Dziękując za udzielenie mi wywiadu, dziękujemy za wiele lat pracy w naszej parafii, za pani oddanie, serce i zaangażowanie. Jednocześnie życzymy zdrowia i wielu Łask Bożych.